Piękna ona, piękny on i jakoś im nie po drodze.

Spotkali się na jakiejś imprezie. Ona od razu wpadła mu w oko, zaprosił ja na kolację, potem do kina i na spacer. Wysyłał SMS-y i przynosił kwiaty. Koleżanki jej zazdrościły, a ona tylko wzruszała ramionami. – Trochę nudny – myślała. Matka jej tłumaczyła – Zobacz ma pracę, mieszkanie, jest stabilny… i nuciła „…ale dziewczyna przez świat nie może iść całkiem sama. – W sumie może nie spotkam już nikogo, jest przystojny, spokojny, zawsze chciałam mieć rodzinę, dzieci… – myślała.

Oświadczył jej się bardzo szybko.  Po roku od pierwszej randki brali ślub.

Ach co to był za ślub. To był najpiękniejszy dzień w jej życiu. Pojechali w podróż poślubną… Niestety bez romantycznych uniesień. On ciągle chciał zwiedzać zabytki. – No tak, Rzym, – myślała, kiedy ze zmęczenia zasypiała w ubraniu w hotelowym pokoju.

Po miodowym miesiącu, zaczęło ją zastanawiać, dlaczego on jej nie chce. Mówił do niej „Kotku”. Mówił do niej „Misiu”. Ale ciągle było letnio. W łóżku tylko sen. Trochę czuła się przy nim jak przy bracie.

Bardzo chciała mieć dzieci. W końcu zaczęła chodzić do ginekologa i monitorowała owulację. Dwa razy udało jej się go uwieść. Mają dwóch synów.

Prosiła go żeby poszli na terapię. Nie chciał. Prosiła, żeby z nią rozmawiał. Nie kleiło się. Z braterskiej, serdecznej relacji przeszli na układ sublokatorski. On siedział w pracy do nocy. Jej lista zadań była dłuższa od rolki papieru toaletowego. Była zmęczona, sfrustrowana i zagubiona. Nie wiedziała o co chodzi.