Obudziła się, kiedy jeszcze było ciemno. Spojrzała na zegarek. 3.48. Wiedziała, że już nie zaśnie. Wiedziała, że czeka ją… Już się zaczęło… Słyszała, jak krew szumi jej w uszach, serce waliło jak oszalałe i brakowało tlenu.

– Umieram – kołatało jej w głowie – Zaraz, zaraz, uspokój się przecież to tylko w mojej głowie. Oddycham, raz wydech, raz wdech, raz wydech, raz w dech. Bolała ją dłoń. Dotknęła bandaża. Siedem szwów, sączek – Jak ja dzisiaj wszystko zrobię? A nie przecież ja dzisiaj nic nie muszę robić. Przecież ja uciekłam. Jestem u Agaty. Nie wrócę. Już dobrze.

Serce zaczęło się uspokajać. Został tylko lęk. Uogólniony, duszący, przytłaczający… Miała tak od roku… Odkąd zamieszkała z Adamem.