Jest świt. 3,14. Otworzyła oczy i zobaczyła, że jest jeszcze ciemno. Skuliła się w embrion pod kołdrą, było jej ciepło i bezpiecznie. Jejku jak jej dobrze – pomyślała. I nagle jak dzwoneczek, śliczny, złoty i dźwięczny usłyszała w sobie myśl „NIE BOJĘ SIĘ”. A zaraz za tym przyszedł spokój. Pierwszy raz, od bardzo, bardzo dawna czuła, że się nie boi, że ma mięciutko w środku. Tak się zachwyciła tym uczuciem, że nie umiała już zasnąć.
Czego się bała wcześniej ?
Codziennie wieczorem kiedy dzwoniła do niego na dobranoc nasłuchiwała, czy już się napił. Kiedy było w porządku i przychodziła chwilowa ulga, odkładała słuchawkę i zaczynała się zastanawiać czy on zamiast iść do łóżka nie idzie właśnie do nocnego lub na stację po czystą. A potem rano bała się dzwonić na dzień dobry. Za każdym kolejnym sygnałem czuła trzepot swojego serca – odbierze, czy nie odbierze? Znowu ulga, odebrał. A potem wyczuwała jego nastrój… Potrafiła z najdrobniejszych sygnałów wyczuć kiedy się zacznie… Zaczynał chodzić coraz później spać, nic mu się nie chciało, zaczynał żartować tak jakoś bez empatii i …. Ach jak dużo tych rzeczy, które zapowiadały kolejną jazdę… A każda taka rzecz budziła w niej ocean niepokoju. Nie mówiła mu o tym, bo kiedyś jej powiedział, że jej napięcie wywołuje w nim napięcie, że ma ogromną empatię względem niej…. I chyba tak było. Zastanawiała się wielokrotnie czy te jej leki nie aktywują go do głodu, do picia, do potrzeby redukcji napięcia.
Uwielbiała o niego dbać. Sprawiało jej to radość. Ale co innego o kogoś dbać, a co innego permanentnie rezygnować z siebie, z mówienia o swoich odczuciach i potrzebach tylko dlatego żeby nie poczuł się źle.
Przeplatało się w niej odczucie, że jest cudownie, pełnie, wyjątkowo, z odczuciem, że coś nie gra.
Jego ciągłe zapicia, jej rozpacz i lęk. Ciągłe dawanie ostatniej szansy… Pierwszej, piątej, dwunastej, czterdziestej ósmej… Jej odczucie, że jest żałosna… Jego poczucie winy…. Jej nadzieje… Jego radość…. Jej lęk… Jego głody…. Jego ciepły głos… Ich kosmiczny seks… Jej ból…. Jej próby ucieczki… Jego złość… Jego pokora… Jego tęsknota…. Jej tęsknota…. Ich ukojenie… Jego zapicie…
Jego zapicie o jeden raz za dużo… Jego pijacki telefon o świcie o jeden raz za dużo… Jego wulgarność…. Jego zaprzeczenie… Jego niechęć do wspólnego zamieszkania… Jego niechęć żeby pójść do kina… Jego słowa za stary jestem, żeby za kimś biegać… O jeden raz za dużo.
A dziś?
Dziś ona się nie boi.
Czy tęskni?
Tak. Czasami. Ma migawki wspomnień kiedy było najlepiej na świecie. Tylko tyle.
Ostatnio ktoś zapytał się jej jak się czuje?
Jak w żałobie. – odpowiedziała – Mam ogólny żal, że taka miłość została zmarnowana. Mam żal do siebie, do niego, do jego rodziców. Mam smutek. Ale już nie chcę wracać.
każdego dnia czuję ten sam lęk, bezsilność, samotność, z dnia na dzień tracę nadzieję na lepsze jutro, i na to że wkoncu znajdę tą odwagę by zmienić swoje i dzieci los😔 bardzo łatwo jest powiedzieć takiej osobie jak ja odejdź ale to tylko łatwo powiedzieć 😔
Pięknie napisane
Przestać się bać
Proponuję iść do terapeuty od uzależnień. Jest pani prawdopodobnie współuzależniona. Tak jak ja byłam. Terapia mi bardzo pomaga, staję się coraz bardziej świadoma. I zmierzam do rozstania.
Nie jesteś sama 😔
no a niektórym wystarczy decyzja i ciach pozamiatane i już jestem szczęśliwa – pieprzenie
Zgadzam się. Ja też nie mam tej siły… Jak ją znaleźć…
Warto walczyć a siebie…z takich relacji się ucieka gdzie pieprz rośnie
To też minie….trzeba pracować nad sobą….a wtedy pojawiają się różne rozwiązania….nie od razu…ale jednak znam z autopsji.. powodzenia
To piękny tekst Tylko Ci co to przeżyli zrozumieja
Tak,tylko Ci, którzy to przeżyli.
Może warto udać się do specjalisty..psycholog lub psychiatra .Pomogą odbudować Panią i znaleźć siłę do wiary w siebie..
Też mam taki żal