Co nas nie zabije, to nas osłabi

Kiedy jednak mama mówiła do swoich koleżanek – A ta moja Łucja to miała późny start, ale teraz jej tak dobrze idzie. – to ja proszę pani, do tych książek bym weszła, żeby tylko ona była zadowolona. Skończyłam te studia i pracę w hotelu znalazłam. Na początku jako pokojowa, ale nikomu się do tego nie przyznałam. Mówiłam, że w hotelu pracuję, a mama się cieszyła, że w zawodzie. No bo tą turystykę jednak skończyłam. Potem szef zobaczył, że ludzie mnie lubią i na recepcji mnie postawił. O i to była praca w zawodzie. Kamień spadł mi z serca, bo jakby mama się dowiedziała, że ja sprzątaczką jestem, to by mnie chyba wygnała. No wygnałaby, proszę pani, bo my wciąż mieszkaliśmy u niej. Jacek pojechał do Holandii. Został inżynierem. Mosty budował. A ja tu zostałam. I zajmowałam się i domem i mamą i dziećmi. Mama, chyba z tęsknoty za Jackiem, przestała z domu wychodzić. Taka mała się zrobiła i tylko paliła te papierochy. Zasuszona jak śliweczka. Mój mąż się w końcu zbuntował, że ona się wtrąca i nie jest dla mnie dobra. Wynajął mieszkanie i się przeprowadziliśmy. Blisko. Mamy szczęście. I ja tak codziennie do niej chodziłam. Rano mleczko i dwie bułeczki. Po południu pomidorowa albo krupniczek. I wieczorem kefirek, albo manna na mleku. I wie pani, że kiedyś przyszłam, a ona leżała w łóżku. Nie spała. Nie. Ona już była nieżywa. Siedziałam przy niej i ją głaskałam. Mówiłam – mamo, mamo – ale ona nic. Potem, jak już ja zabrali do biura pogrzebowego, to wyszłam z domu i chodziłam po lesie. Chodziłam, chodziłam i nie mogłam się zatrzymać. Mąż mnie nie mógł do domu zapędzić. Koleżanki ze mną chodziły, na zmianę. Dopiero jak już było ciemno, to dałam się do domu zaprowadzić i położyć. Jak małe dziecko. I wie pani co? Ja jakąś ulgę poczułam. To chyba nieładnie, prawda? Mama mnie wzięła, zaadoptowała, a ja ulgę poczułam. A potem Jacek przyjechał i powiedział, żebym sobie nie myślała, że pół domu dostanę. I się ze mną pokłócił. I nie mam już brata, bo on powiedział, że nie ma siostry. Czy ja juz pani mówiłam że jak mama przestała wychodzić, to ja się bałam, że jej mięśnie zanikną i porobiłam kursy masażu, żeby ją masować? Podobno dobra w tym jestem i pomagam. To ręce. Ręce, które leczą.

Zaśmiała się głośno.

Strony: 1 2 3 4

Komentarze

Opublikowany w Blog | Możliwość komentowania Co nas nie zabije, to nas osłabi została wyłączona

Możliwość komentowania została wyłączona.

Czytaj inne

Więcej artykułów z bloga

utrata miłości
Jak przeżyć utratę miłości

Dzisiaj czuje się jak by była sama na bezludnej wyspie. W tym kokonie z koca i poduszek, bez sił, bez…

28 lipca, 2021
złość
Jak sobie radzić ze złością

Urosła przed nią góra chusteczkowych wydzieranek. Na górnej wardze pojawiły się krople potu. Zdjęła czapkę, osunęła się w głębiej w fotel,…

27 lipca, 2021
mgła
Mgła

Zanim lekarz poprosił go do gabinetu, zlecił badania krwi. W gabinecie pobrań miła pielęgniarka - Jadzia, która znała całą rodzinę…

30 czerwca, 2021
depresja
Nic jej się nie chciało

Nic jej się nie chciało. No, nic. Zupełnie. Trochę ją to denerwowało, bo znajomi ciągle coś robili. Zapisywali się na…

24 czerwca, 2021